wtorek, 2 października 2012

Imagin o Harry'm ♥

Chciałam tak stać do końca świata..., ale mój świat już się skończył. Nic nie ma już znaczenia. Tak bardzo go kochałam i kocham nadal, ale nie mam już siły udawać kogoś, kim nie jestem... Poczułam jak ktoś delikatnie pcha drzwi za moimi plecami. Błyskawicznie otarłam łzy, jednak czułam, że długo nie wytrzymam, bo napierała na mnie kolejna, prawie nie do powstrzymania fala gorzkich łez. Odeszłam od drzwi i nie chcąc słuchać błagań Harry'ego wybiegłam do naszego pięknego, pachnącego ogrodu, który tak długo razem uprawialiśmy... Zobaczyłam, że Hazza wychodzi za mną, więc zebrałam w sobie garstkę sił, które mi pozostały, aby go zranić i krzyknęłam:
-Zostaw mnie! Nie szukaj! Chcę zostać sama i wszystko przemyśleć... Zostaw mnie, rozumiesz!?-krzyczałam jak opętana rzucając mu pełne sztucznej nienawiści spojrzenia zmieszanej z bólem, który rozrywał moje serce.
Chłopak odszedł ze spuszczoną głową w milczeniu. Niby tego chciałam, ale sprawiło mi to jeszcze większy ból. Nie wytrzymałam. Poszłam tam gdzie mogłam trochę się odizolować, wypić drinka i potańczyć. Tak, to na pewno trochę mi pomoże.
Znów poczułam ten charakterystyczny, uderzający do głowy odór mojego ulubionego, całodobowego klubu. Usiadłam przy barze i zamówiłam piwo. Wypiłam je powoli i stwierdziłam, że nie mam nastroju na zabawianie się, zwłaszcza w tym klubie, gdzie jeszcze wczoraj byłam z Harry'm. Właśnie Harold... Alkohol w moim organizmie sprawił, że na chwilę zapomniałam o problemach z życia codziennego. Chciałam dalej trwać w tym błogim stanie, więc sięgnęłam po kolejną szklankę napełnioną jasno brązowym gorzkim napojem. Zaczęłam go sączyć przez słomkę, którą podał mi barman i znów moje myśli pognały w zupełnie innym kierunku.
-Dość.-powiedziałam cicho sama do siebie, gdy na dnie szklanki nie pozostała, ani kropla.
Wstałam, położyłam na ladzie dwudziestozłotowy banknot i skierowałam się ku wyjściu, lekko się chybocząc. Gdy stałam już na zewnątrz odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem i ruszyłam do paku trochę ochłonąć. Nie wiem ile czasu minęło, ale zaczęło się ściemniać. Pół przytomna doczłapałam się do domu mojej najlepszej przyjaciółki (imię twojej przyjaciółki). Zadzwoniłam do drzwi, a otworzyła mi jej mama.
-Witaj (twoje imię).-powiedziała, jak zwykle radośnie i promiennie sie do mnie uśmiechnęła.
-Dobry wieczór.-odparłaś z wymuszonym uśmiechem.-Jest (imię twojej przyjaciółki)?
-Jest oczywiście, wejdź, bo cię komary pogryzą.-powiedziała i zamknęła za mną dębowe drzwi wejściowe.
-Mamo kto przyszedł?-usłyszałam wysoki głos mojej przyjaciółki dobiegający z jej pokoju na piętrze.
-Idź do niej.-powiedziała zachęcająco kobieta i znów obdarowała mnie uśmiechem.
Pobiegłam na górę czując ponowną, bardzo uciążliwą falę płaczu, która po raz kolejny na mnie napierała. Powstrzymałam łzy obiecując sobie, że będę twarda i nie będę płakać. Weszłam do jej pokoju, ale tym razem nawet nie zdążyłam się sztucznie uśmiechnąć. Ona znała mnie na wylot. Wiedziała kiedy mam zły dzień, a kiedy emanuje ze mnie szczęście.
-Siadaj i opowiadaj, co się stało.-szepnęła przekręcając zamek, w swoich o ton ciemniejszych drzwiach, niż te przez, które weszłam do domu.
Opowiedziałam jej o wszystkim i mimo tego, że byłam trochę pijana, słowa same układały się w zdania, a zdania w całą opowieść.
(imię twojej przyjaciółki) szczerze mi współczuła i zaproponowała, abym zamieszkała u niej, dopóki nie stanę na nogi po ostatnich wydarzeniach. Przez jedną chwilę cieszyłam się, że los obdarzył mnie osobą, na której zawsze mogłam polegać.


Obudziłam się następnego dnia cała zalana łzami, które w nocy lały się strumieniami. Zza zasłony, do pokoju wpadało jasne poranne światło, a wokół roznosił się zapach świeżo parzonej kawy. Nałożyłam na siebie wiśniowy szlafrok (imię twojej przyjaciółki) i powoli zeszłam po krętych schodach na dół, przciągana coraz mocniejszym aromatem kawy.
-Cześć (twoje imię), jak się spało?-zapytała (imię twojej przyjaciółki) wkładając łyżkę do parującej owsianki.
-Dobrze, dziękuję.-odpowiedziałam i usiadłam na krześle obok.-Jeszcze raz dziękuję ci za wszystko.
-Och, to nic takiego.-odparła z uśmiechem, podobnym do tego, którym wczorajszego wieczora zostałam obdarowana przez jej mamę.-Posłuchaj..., on tu był.-szepnęła i podała mi białą kopertę. 
Spuściłam głowę. Z jednej strony miałam nadzieję, że będzie o mnie walczył, a jednak..., z drugiej strony nie chciałam tego. Moje uczucia zmieniały się jak kalejdoskopie.
-Co to?-szepnęłam i delikatnie przejęłam kopertę z jej rąk.
-Nie wiem, nie chciałam otwierać, ale (twoje imię)... jemu naprawdę na tobie zależy. Zrób to ostatni raz i otwórz.-powiedziała półgłosem.
Naprężyłam mięśnie w całym ciele i trzęsącymi się rękoma rozerwałam papier oraz wyciągnęłam kartkę. Nie chcąc wzbudzać ciekawości przyjaciółki, zaczęłam czytać treść listu na głos.
-"Nie będę się rozpisywał, ponieważ jak sama wiesz, nie potrafię dobrze dobierać słów. Powiem krótko. W sobotę, miną dokładnie dwa lata od kiedy się poznaliśmy. Proszę, przyjdź do naszego domu. Kocham cię. Harry."-ostatnie słowa czytałam ponownie zalana łzami.
-(twoje imię), dziś jest sobota...-powiedziała (imię twojej przyjaciółki) przytulając mnie tak mocno, że czułam jej ulubione, truskawkowe perfumy.
-Nigdzie nie idę.-powiedziałam i wróciłam do pokoju gdzie spałam i ubrałam to, co miałam na sobie dnia wczorajszego. Wzięłam z półki pierwszą książkę, która wpadła mi w ręce i zaczęłam czytać.
Gdy doszłam niemal do końca powieści, na zegarze wybiła dwudziesta. Odrzuciłam książkę w kąt. Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam na dół. Ubrałam swoje czarne converse i jak tylko najszybciej potrafiłam zaczęłam biec w stronę domu mojego i mojego ukochanego. Tak, po dłuższych przemyśleniach stwierdziłam, że nie potrafię bez niego żyć, że to on jest moim słońcem na zachmurzonym niebie, moim tlenem w ciasnym pomieszczeniu, że był, jest i na zawsze pozostanie w moim sercu.
Gdy moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, byłam zaledwie kilka metrów od mojego celu. Podeszłam nieśmiało do drzwi i delikatnie je popchnęłam. Weszłam po schodach na samą górę. Stanęłam przed drzwiami naszej sypialni, wzięłam głęboki oddech i weszłam.
-Wiedziałem, że przyjdziesz.-powiedział Harold.
Stał przy oknie, odwrócony do mnie plecami i wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo.

-Tak jak chciałeś.-odrzekłam szeptem.
Odwrócił się do mnie przodem. Na jego twarzy widać było skruchę. Zaczął się do mnie powoli zbliżać. Odruchowo cofnęłam się do wyjścia, ale on był szybszy. Przycisnął mnie do drzwi i namiętnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek i zarzuciłam mu ręce na szyję, drżąc jak zwykle gdy mnie dotykał. Znów czułam ten jego męski, podniecający zapach. Znów całowałam jego pełne, malinowe usta.
-Przepraszam.-powiedział, gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Ja także przepraszam.-szepnęłam wprost do jego ucha, wcześniej wspinając się na palce.
-Spróbujemy jeszcze raz?-zapytał z taką nadzieją, że nie sposób byłoby mu odmówić.
-Oczywiście skarbie.-odpowiedziałam i wtuliłam się w niego.

Po raz kolejny mu wybaczyłam, ale tym razem była to najprawdopodobniej najlepsza decyzja w moim życiu.


+ Nie dodam dzisiaj rozdziału, bo mam biologię do nauczenia na jutro i nie dam rady :(. W zamian macie myślę, że długiego imagina :D.  Nie obiecuję, ale postaram się dodać rozdział jutro :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz